Liturgia Słowa Uroczystości Chrystusa Króla Wszechświata:
Ez 34,11-12.15-17 Ps 23 1 Kor 15,20-26.28 Mt 25,31-46
Dzisiaj kończymy w Kościele kolejny rok. Jaki on był, to każdy z nas może zobaczyć po sobie. Byliśmy świadkami wielkich wydarzeń w Kościele: przyglądaliśmy się osobie św. Brata Alberta czy 100 rocznicy objawień w Fatimie. Za wiele rzeczy możemy podziękować, ale i przeprosić. Dzisiaj Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata. To nie jest wydarzenie polityczne, ale wydarzenie wiary, gdy wyznajemy, że Jezus jest jedynym Panem i Zbawicielem świata, także moim osobistym. Dzisiaj również swoje święto obchodzi wiele ruchów w Kościele m.in. Akcja Katolicka czy Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży, które wychowują i kształtują w ludziach postawy patriotyczne i wiary. Polecajmy te wszystkie ruchy i stowarzyszenia w naszych modlitwach.
Liturgia Słowa dzisiejszej niedzieli przypomina nam, że Jezus jako Król będzie nas sądził, a to gdzie pójdziemy ma swoje źródło. Widzimy obraz Sądu Ostatecznego w Ewangelii: „Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych [ludzi] od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów” (Mt 25,31-32). Te słowa pokazują nam, ze każdy z nas będzie sądzony. I ja i Ty. Nie unikniemy tego, choć sama myśl o tym, że będziemy sądzeni, nie jest zapewne przyjemna. Nikt nie oczekuje na to, ze będzie sądzony, po prostu, po ludzku się tego boimy. Zazwyczaj sami lubimy sądzić drugiego człowieka, w różnych plotkach i pogaduszkach, ale ogromnie się wzdrygamy, gdy ktoś nas sądzi. Jednak Bóg nas będzie sądził. A póki mamy czas, Bóg daje nam wskazówkę w jaki sposób mamy się przygotować na ów sąd.
Jezus mówi do nas: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie” (Mt 25,35-36). Jezus chwali postawę swoich owieczek. Chwali ich za dobro, które pełnili w życiu: gotowi pomóc innym, potrzebującym, byli życzliwi, wrażliwi na krzywdę, cierpienie i ubóstwo. Jednak owi ludzie są zdziwieni: „Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?” (Mt 25,). Nikt z nich pewnie nie myślał przy spełnianiu każdego dobra, że robi to dla Boga. Oni byli zwyczajnie, po prostu dobrzy, jako ludzie. Są zdziwieni, bo byli przyzwyczajeni do dobra. Dla nich dobro było całkiem normalne. Tak jak normalne jest to, że cukier trzymamy w cukierniczce, sól w solniczce, tak samo dobro powinno być dla nas normalne. Owszem, można cukier dać do solniczki, można sól dać do cukierniczki, można unikać dobra i dla zabawy wybierać inne wyjścia w życiu. Ale wybierać wtedy wybieramy też konsekwencje swojego życia. Któż z nas chciałby zjeść posłodzone frytki? Albo wypić posoloną herbatę? Miłość i dobroć to rzeczy wieczne, mocniejsze od śmierci. I w perspektywie życia wiecznego mają one dużo ważniejsze znaczenie, obojętnie czy byłyby tak małe jak podlanie kwiatka, posprzątanie komuś łazienki, zrobienie prania, wysłanie smsa czy poświęcenie komuś czasu. Miłość i dobroć zawsze wtedy idą za nami i takie czyny Bóg widzi.
Jezus jest tym, który patrzy na dobro, ale nie jest nim zaślepiony. Dostrzega również zło: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie” (Mt 25,). Te kozły, to ludzie którzy w swoim życiu nie pełnili dobra. Oni mogli je widzieć, mogli je znać, mogli rozróżniać dobro od zła, ale nie pełnili dobra. Byli po prostu egoistami, którzy zwrócili się ku sobie. Bóg wybacza nam grzechy, to fakt. Ale samo oczyszczenie z win nie dam nam od razu Nieba. Musi być miłość. Jak w życiu, nie wystarczy tylko oczyścić solniczkę z cukru, który tam wsypaliśmy, trzeba jeszcze dać tam soli, odnieść na swoje miejsce. W takim wypadku, trzeba przyjąć konsekwencje swoich wyborów. Nie machniemy przed Jezusem książeczką czy listą z dobrymi uczynkami z naszego życia i wszystko będzie załatwione. To tak nie działa. Za zło i zaniedbanie dobra też będziemy odpowiadać i żaden korektor, jak w szkole, czy szmatka w domu, nie pomoże nam ani tego usunąć ani posprzątać.
Jedna jest konsekwencja naszego życia, która popcha nas w odpowiedni kierunek: „I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego” (Mt 25,46). W zasadzie można zobaczyć, że kozły – ludzie niesprawiedliwi, bez miłości i miłosierdzia poszli sami na mękę wieczną, owce – ludzie sprawiedliwi, pełni miłości i dobroci, poszli sami do życia wiecznego. Do nieba czy piekła pójdziemy sami. Albo tu, albo tam, nigdzie indziej. Trzeba będzie przejść przez Sąd Jezusa, całkowicie sprawiedliwy. Ale pójdziemy sami, jako konsekwencja swojego życia i jego wyborów na ziemi. Nie będzie się wtedy można zasłonić niczym, nie przejdą żadne wymówki, nic nie dadzą żadne łapówki i znajomości. Ten sąd to konkret, który ma nam obudzić w nas świadomość troski o swoje zbawienie.