Liturgia Słowa 2 niedzieli Adwentu:
Iz 40,1-5.9-11 Ps 85 2 P 3,8-14 Mk 1,1-8
W Kościele 8 grudnia przeżywaliśmy Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Ukazuje nam ona Maryję, jako czystą, narodzoną bez jakiegokolwiek grzechu. Nie przypadkowo Uroczystość przypada w Adwencie, gdzie człowiek zastanawia się nad tematem nawrócenia, mając w perspektywie Królestwo Boże. Pokazuje nam ono, że każdy z nas, jak Maryja, jest wezwany do życia bez grzechu, a przez to do przebywania z Bogiem w niebie. Maryja dla każdego może stać się patronem Adwentu, bowiem wpatrując się w nią widzimy, jak można stać się nowym człowiekiem, Bożym człowiekiem. Warto więc prosić Ją o wstawiennictwo i pomoc.
Bóg dzisiaj w swoim Słowie skłania nas do refleksji na temat naszego życia i zbawienia. Już na samym początku dzisiejsza Ewangelia przypomina: „Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym” (Mk 1,1). Z greki słowo evangelion oznacza dobrą nowinę, radosną wieść. Dziś mamy wiele różnych komunikatów. Patrzymy na telewizor – paski z wiadomościami, na różne strony online – cały czas aktualizacje, słuchamy radia – kolejne wiadomości, w domu – ciągłe rozmowy, w pracy – dużo załatwień i zabieganie. Mamy masę komunikatów, w których tak naprawdę toniemy. Często zdarza się przecież zapomnieć to, co było przed chwilą albo rano. A Bóg ma dla nas dziś radosną nowinę. Jaką? Jest Jezus, Syn Boży, będący prawdziwym Bogiem, który przychodzi do człowieka. W czym to widać? Czytamy, że Jan Chrzciciel głosił: „Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym” (Mk 1,). Jezus, którego przepowiadał Jan przychodzi chrzcić nas Duchem Świętym. Będzie to chrzest odradzający do nowego życia. Chrzest Jana był chrztem obmycia z brudu grzechu, oczyszczenia. Chrzest Jezusa daje coś więcej, zbawienie i życie.
Właśnie od przyjścia Jezusa, Bóg przejął inicjatywę. Nikt nie musi się martwić o swoje zbawienie, można powiedzieć, Bóg się tym zajmuje, On to załatwia. Nie mamy być jednak bierni, leniwi. Bóg w zbawieniu przewidział i poletko pracy dla nas. Podobnie jest z głodnym. Przychodzisz do domu, żona, mama, mąż czy tato, albo dziadkowie, ktoś z nich robi obiad. Ale głód nie zniknie, jak sam nie zjesz. Tak samo ze zbawieniem Bóg daje zbawienie, ale potrzeba je wziąć. Trzeba być na nie gotowym, trzeba być głodnym zbawienia. Jak? Bóg dziś pokazuje nam sposób przez św. Jana Chrzciciela. Czytamy dalej: „Wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów” (Mk 1,4). Jan poprzedza Mesjasza i głosi, że dla każdego istnieje szansa nawrócenia. Obwieszcza, że skończył się czas niewoli i nadchodzi nowe życie. Jest on nieprzypadkowo na pustyni, miejscu odludnym, gdzie jednak tętni życie. Nawet tam, gdzie pozornie jest porażka, jak pustynia bez życia, może to okazać się naszym sukcesem.
Jak określa Marek: „Ciągnęła do niego cała judzka kraina oraz wszyscy mieszkańcy Jerozolimy i przyjmowali od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając /przy tym/ swe grzechy” (Mk 1,5). Każdy chciał nowe życie, miał w sobie ten głód i podjął do tego odpowiedni trud – droga do pustyni Jana i wyznanie swojego grzechu. Jan był wyjątkowy. Ale przyjście tam to stanięcie w prawdzie, to uświadomienie sobie swojego życia. Jan pomagał uświadomić sobie przy wyznawaniu grzechów, co człowiek może zrobić, nad czym ma pracować. Dziś warto sobie uświadomić co zależy ode mnie, a na co sam nie mam wpływu. Nie jesteśmy w stanie sami z siebie wejść na mistyczny poziom życia duchowego czy się zbawić, to jest Boża łaska i tego od siebie nie można wymagać.
Co więc mamy zrobić? Przepowiednia mówiła o Janie: „Oto Ja posyłam wysłańca mego przed Tobą; on przygotuje drogę Twoją. Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, Jemu prostujcie ścieżki” (Mk 1,). Jan, wysłaniec, który ma prostować ścieżkę do naszego serca. Polem zbawienia, które Bóg nam udziela jest moje serce. Serce, w którym jest grzech, egoizm, złość itd. Dlatego trzeba przygotować ścieżkę do serca. Wyprostować ścieżkę to znaczy ją naprawić. Nie łatać byle jak, pozornie, ale prawdziwie. Widzimy stan polskich dróg, znamy wertepy i łatanie ich. Dobra droga to taka, która zostanie obdarta, zejdzie się w dół, naprawi wszystko i położy nowe warstwy. Tak samo ma być z drogą do mojego serca. Obedrzeć siebie z lukrowanej i cudownej powłoki, zachwytu nad sobą, aby zobaczyć co mi zostało do zrobienia. To zobaczyć w czym niedomagam. Jesteśmy w stanie podejmować konkretne czyny: wstać wcześniej na modlitwę, pójść na roraty, przeprosić gdy kogoś uraziliśmy, naprawić krzywdę. To jesteśmy w stanie zrobić i tego od nas oczekuje Pan. To wyprostowanie ścieżki i współpraca z Jezusem, Bogiem, który przychodzi nas zbawić. Innymi słowy: zbawiony jest każdy, kto nie stawia oporu Bogu, ale się Jemu poddaje.