Liturgia Słowa 18 Niedzieli zwykłej:
1 Krl 19,9a.11-13 Ps 85 Rz 9,1-5 Mt 14,22-33
Miesiąc sierpień to miesiąc wielkich wydarzeń patriotycznych, ale również czas odnowy ducha: pielgrzymki do Częstochowy, rocznica Cudu nad Wisłą w Dzień Wniebowzięcia oraz zachęta Kościoła do abstynencji. To miesiąc walki o siebie i swoją tożsamość, warto więc powalczyć.
Dzisiejsza Liturgia Słowa objawia nam Kim jest Jezus. Ewangelia najpełniej pokazuje to ww fragmencie zmagania się uczniów. Widzimy wszystkich uczniów siedzących w łodzi i próbujących przedostać się na drugi brzeg. „Łódź zaś była już sporo stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny” (Mt 14,). Z uczniami nie ma Jezusa i są daleko od brzegu, miejsca bezpiecznego. Woda dla Żydów to symbol siedlisk zła, złego ducha. Cała sytuacja pokazuje walkę, ogromną walkę człowieka ze złem. Oprócz wody i fal jest jeszcze przeciwny wiatr. Apostołom wszystko przeszkadza, aby przejść na drugi brzeg. Mimo tego, że część z nich często bywała na morzu, byli bowiem rybakami, to pewnie panował w nich strach. Ta sytuacja opisuje walkę człowieka. Każdy z nas jest w swojej łodzi życia, każdy toczy walkę z tym, aby przejść na drugi brzeg i poczuć się bezpiecznie. Każdemu z nas wiatr dmucha w oczy i zalewają nas fale. Warto zobaczyć, jak często strach towarzyszy nam w życiu: strach o to czy spłacimy kredyt, strach o bezpieczeństwo posady, strach o swoje życie czy życie bliskich. I w tym wszystkim trzeba się odnaleźć, aby nie ustać w drodze, ale by iść dalej, na drugi brzeg.
Oprócz takich przeciwności życia, w tej walce może nas spotkać jeszcze jedna trudność. „Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli” (Mt 14,). Czasami zły duch może starać się wykrzywić nam obraz Boga. Dokonuje się to o 4 straży nocnej, czyli mniej więcej między 3 a 6 rano, gdy człowiek po nocy czuwania jest zmęczony i chce spać. Zły duch wykorzysta zmęczenie, różne koleje życia, aby wykrzywić obraz Boga. Wtedy na widok Jezusa sami możemy krzyknąć i się Go wystraszyć. Tymczasem z tego powinna być płynąć nadzieja. Otóż Jezus przychodzi. On nas nie omija, ale przychodzi. Owszem nie przychodzi od razu, gdy rozszalała się burza, przychodzi w najbardziej odpowiednim momencie. On się nigdy nie spóźnia, nigdy nie przychodzi za wcześnie, nie jest nieproszonym gościem, ale przychodzi dokładnie wtedy gdy jest potrzeba. Czasami mamy żal do Boga, że Go nie ma. Widzimy Go, jako złego. Ale On jest, zawsze. Nie jako zjawa, ale jako Bóg żywy i prawdziwy, Bóg przy nas, wychodzący do nas. Nie po to, aby nas podtopić, ale po to, aby nas uratować. Dlatego do każdego z nas mówi: „Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!” (Mt 14,).
Tego doświadcza św. Piotr. „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie! A On rzekł: Przyjdź! Piotr wyszedł z łodzi, i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa” (Mt 14,). Tu widać jak bardzo (nie)bezpieczna jest nasza wiara. Wiara to ciągłe ryzyko, ryzyko zaufania Jezusowi. Trudności w wierze są, były i będą, bo nasza wiara nie jest spokojna i bezpieczna, ale to wychodzenie z siebie. Decyzja należy do nas, albo wyjdziemy, albo zostaniemy. Wyjście oznacza szansę dla relacji z Jezusem, szansę stanięcia przy Jezusie. W wierze nie chodzi o to, aby tylko czekać na Jezusa, bo to On czasami czeka na nas. Jak w relacji, one zawsze są dwustronne. Nie może być tak, że tylko jedna osoba dzwoni cały czas, pisze smsy, maile. Taka relacja jest niezdrowa. Musi być zainteresowanie z dwóch stron, aby relacja się rozwijała. Tak samo jest w wierze, Jezus czeka, abyśmy wyszli ku Niemu. Jak? Zwyczajnie, wychodząc z bezpiecznej łodzi, wychodząc ku modlitwie, stawiając czoła przeciwnościom, szukając Jego głosu w Piśmie Świętym i właściwego Jego obrazu w kulturze czy spotkaniu z drugim człowiekiem.
„Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: Panie, ratuj mnie! Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: Czemu zwątpiłeś, małej wiary? Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: Prawdziwie jesteś Synem Bożym” (Mt 14,). Wyjście z łodzi nie oznacza braku wiatru, braku fal, nie oznacza bezpieczeństwa, jest ono równie wielkie jak pozostanie w łodzi. Przy wyjściu z łodzi będą trudności, ktoś nas zrani, ktoś nam zaszkodzi, coś nas zaboli, przeżyjemy porażkę, zobaczymy, że nie idziemy za Jezusem, brakuje nam wiary w Niego i Jego miłość. Po coś trudności wtedy są. Boga znajdujemy nie tylko w Kościele, ale zwłaszcza tam gdzie czujemy się słabi, w tym miejscu gdzie czujemy że toniemy. Wtedy Bóg przychodzi z ręką, aby nas wyciągnąć z wody, abyśmy złapali oddech, abyśmy przeszli na drugi brzeg. Trudność to miejsce, aby odkryć Boga, jak Piotr.