Liturgia Słowa 12 niedzieli zwykłej:
Jr 20,10-13 Ps 69 Rz 5,12-15 Mt 10,26-33
Przed nami czas wakacji. Skończył się rok szkolny, katechetyczny. Wielu mimo to będzie pracować, studenci będą walczyć podczas batalii sesyjnej. I w tym czasie Bóg pokazuje nam, że Jego Serce jest cały czas dla nas otwarte. W piątek obchodziliśmy Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa, które pokazuje, że Bóg oferuje nam swoje Serce. Warto i Jemu ofiarować swoje serce.
Dziś Słowo Boże zachęca do odwagi. W pierwszych słowach Jezus mówi do nas: „Nie bójcie się ludzi! Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć” (Mt 10,26). Jezus zaczyna od strachu, gdyż jest on ludzkim doświadczeniem. Towarzyszy w różnych okolicznościach, boimy się iść do dentysty, słuchać odgłosów burzy czy iść gdy jest ciemno. Strach jest ludzkim doświadczeniem. Tu Jezus mówi o nim w kontekście głoszenia Ewangelii – wszystko będzie jawne. To jest misja, którą nam Jezus zostawił. Przez wieki świat dowiaduje się o Jezusie i choć w wielu przypadkach Jezus był skazywany na porażkę, wielu Go chciało zakopać, były zakazy mówienia o Nim to cały czas jest o Nim głośno. Jezusowi zależy, aby wszyscy o Nim wiedzieli. Dlaczego?
Ludzie różnie zareagują na głoszenie Jezusa, dlatego On dodaje później „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle” (Mt 10,28). Jezus drugi raz zachęca, aby odciąć się od strachu. Można się bać ludzi, można bać się prześladowań, to też naturalne. Ale możliwości działania ludzi są małe, ograniczone. Nikt z nich nie może odebrać nam czegoś więcej. W j. greckim słowo apollymi oznacza wybrać zgubę wieczną. Zatracić się w piekle możemy tylko i wyłącznie na własne życzenie, na własny rachunek, z własnej decyzji. Ludzie nie odbiorą nam zbawienia, dlatego nie warto się ich bać. Jezus tutaj ukazuje właśnie, dlaczego tak zależy Jemu na głoszeniu zbawienia w Jezusie. Tu chodzi o nasze życie albo śmierć i to nie ciała, ale ducha. Życie wieczne albo śmierć wieczną. Stawka jest wysoka, dlatego Jezus mówi tak otwarcie.
Jezus mówi dalej: „Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli” (Mt 10,29-31). To już 3 raz jak pada Jezusowe wezwanie, aby się nie bać, a mówiąc inaczej to wezwanie do tego, aby ufać Jezusowi. Z prostego powodu, Jezus nas ceni, dla Niego jesteśmy ważni. Jezus obrazuje to przez wróble. One żyją, mają wszystko co im potrzebne: znajdą pokarm, gdy trzeba podlecą się umyć, znajdą swoją drugą połówkę, czują się bezpiecznie w stadzie. Wszystko co im potrzebne, wszystko mają. A są to tylko wróble. Dla Jezusa jesteśmy ważniejsi i On zapewnia nas dzisiaj, że wszystko nam zapewni, obojętnie od tego ile mamy włosów – czy mamy bujną czuprynę czy jesteśmy łysi. Bóg się troszczy i nigdy tego nie zaprzestanie.
Bóg się troszczy! Czasami ludzie potrafią toczyć długie batalie o jakieś błahostki: bo to moje jest – mówimy, albo to jest dla mnie ważne, a okazuje się, że to było postawienie kwiatka w innym miejscu, oglądnięcie filmu czy kolejka jazdy autem albo postawienia pizzy. Błahe powody, a potrafimy walczyć jak lwy. Bóg walczy o nas podobnie i to nie z błahego powodu, ale dlatego, że jesteśmy ważni i cenni. To ważne, że w oczach Boga, obojętnie od naszej historii, grzechów czy charakteru zawsze jesteśmy ważni. Możemy nawet sami nie czuć się ważni, możemy sami siebie nienawidzić i sobą gardzić, ale dla Niego zawsze jesteśmy ważni.
„Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie” Mt (10,32-33). Jezus mówi o konsekwencji tego co będzie. Wcześniej mówił o misji głoszenia i świadectwa, a teraz mówi o tym co nas czeka. Nie ma co bujać w obłokach. Realizm życia podpowiada, że zawsze się komuś narazimy. Znamy przysłowie, jeszcze się taki nie narodził, co by każdemu dogodził. Bóg chce jednak dogodzić każdemu. Bóg wzywa nas, abyśmy potrafili o Nim mówić: słowem i czynem, aby to było nasze świadectwo. Narazimy się w ten sposób na ludzką nieżyczliwość i to niezależnie od naszej woli. Nie warto więc oczekiwać, że wszyscy będą dla nas dobrzy. Tylko Bóg nas za to doceni, tylko On daje nam bezpieczeństwo na wieki. Dla nas, wierzących, ważne jest to, aby dbać, by ciągle się Bogu podobać.