Liturgia Słowa 5 niedzieli Wielkiego Postu:
Jr 31,31-34 Ps 51 Hbr 5,7-9 J 12,20-33
W Wielki Poście szczególnie zwracamy naszą uwagę na krzyż i dzieło zbawienia, jakiego na nim dokonał Jezus Chrystus. Ale w V niedzielę Wielkiego Postu, zwaną popularnie Niedzielą Czarną, zasłaniamy krzyże. Zwyczaj ten jest znany od średniowiecza, trochę zmieniany. Początkiem Wielkiego Postu zasłaniano ołtarze, czasami obrazy i krzyże. Uznawano wtedy prawdę o swojej grzeszności i podejmowano wysiłki pokutne, prowadzące do nawrócenia. Dziś zasłona to symbol żalu i pokuty, jakim grzesznik poddać się powinien, aby mu wolno było znowu podnieść oczy na poniżenie Chrystusa, zakrywające chwałę Jego Bóstwa i czyniące Go Żydom zgorszeniem a poganom głupstwem, aby w zmartwychwstaniu, na kształt zasłony przedarte, objawiły ukrytą za nimi jasność i moc Boga Wcielonego
Wsłuchując się dzisiaj w Słowo Boga prorok Jeremiasz przypomina, że Bóg chce zawrzeć z nami nowe przymierze, a List do Hebrajczyków przypomina, że to przymierze zawarto przez Syna, który pokazał nam ogromną uległość i zaufanie wobec Ojca. To wprowadza nas w Ewangelię, którą warto czytać od końca: „Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony” (J 12,). Przymierze, o którym mówi Jeremiasz spełnia się w Jezusie. To przymierze prowadziło do sądu nad światem. Jezus mówi o innym władcy tego świata. Tym władcą jest szatan. Wiele on robi, aby wejść w zło, w grzech. Popatrzmy jak łatwo człowiekowi wejść w zło, a jak trudno w dobro. Zło jest łatwe i lekkie. Czy ktoś z nas musi się wysilać, aby np. zrobić sobie postanowienie: będę przeklinał codziennie 15x, albo dwa razy w tygodniu będę kradł, albo 3x w tygodniu będę łamał przepisy ruchu drogowego. Nikt z nas nie robi postanowień odnośnie zła, bo ono w nas łatwo się rozwija, ale robimy postanowienia odnośnie dobra.
Albo z drugiej strony. Jak często czytamy w gazecie czy na różnych portalach, że grupa młodych studentów bądź uczniów wpadła do 80-latki po to, aby jej posprzątać mieszkanie? Jak już wpadają, to raczej aby posprzątać, czyli ukraść i ewentualnie zabić. Ciężko jest opanować zło. Zło jest dynamiczne, ale to przy dobru trzeba się natrudzić. Zło przychodzi inaczej, łatwiej, szybciej. Dlatego Jezus mówi: „A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie. To powiedział zaznaczając, jaką śmiercią miał umrzeć” (J 12,). Dzięki Jezusowi ma być łatwiej w naszym życiu. Łatwiej walczyć ze złym duchem, łatwiej wybierać dobro. I to dzieje się tylko pod krzyżem, na którym Jezus wylał za nas swoją Krew. Krew Jezusa obmyła świat z grzechu, krew, która dała nam szanse na nowe życie.
Jezus, który sam zaufał Ojcu tak bardzo, że poszedł na krzyż, aby oddać swoje życie, zaprasza nas: „A kto by chciał Mi służyć, niech idzie na Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec” (J 12,). Przechodząc przez życie z Jezusem jest łatwiej. Jezus to nie tylko GPS dla podróżujących, albo pies dla niewidomego czy antywirus dla komputera. Jezus to ktoś większy. Jest dla nas wszystkim: światłem w ciemności, mocą w bezsilności, radością w smutku, planem w beznadziei, ochroną w trudnościach, lekarstwem w chorobie, pocieszeniem w opuszczeniu itd. Ta lista nigdy by się nie skończyła, bo życie jest nieprzewidywalne. A skoro ono takie jest, Bóg jest tak zaskakujący, bardziej niż coroczny śnieg drogowców i On sam jest w stanie nas zaskoczyć. Niestety, jako pokolenie mało potrafimy to przeżyć. Dziś często, zanim coś przeżyjemy zaczynamy myśleć kogo i w jaki sposób poinformować o tym, mało zaś myślimy i skupiamy się na tym, aby prawdziwie coś przeżyć i to przeszkadza nam w przeżywaniu życia. Do takiego prawdziwego przeżywania Boga i relacji z Nim zaprasza nas jednak dzisiaj Słowo Boże.
Zrozumieli bohaterowie początku Ewangelii. „Grecy (…) przystąpili do Filipa (…) i prosili go mówiąc: Panie, chcemy ujrzeć Jezusa” (J 12,). Znając takiego Jezusa, prawdziwego Boga nic dziwnego, że chce się na Niego patrzeć. W zasadzie w języku greckim użyto tu słowa horao – tzn. zobaczyć, uwierzyć. Zobaczenie takiego Boga prowadzi do wiary. I to nie byle jakiej, ale żywej. Takiej wiary, która jak wzrok jest zharmonizowana z oddechem. Można mieć zamknięte oczy, ale po co one by były? Można nie oddychać, ale jak długo wytrzymamy? I tak jak one mają swoje zadanie, tak zadaniem człowieka jest wpatrywanie się w Boga. To najprostsza modlitwa, najzwyklejsza. Modlitwa miłości, niczym u zakochanych. Tylko niewierny mężczyzna w tym czasie będzie kukał i lampił na inne dziewczyny, tylko kobieta która lubi latać jak pszczółka Maja po kwiatach, będzie patrzyła na innych facetów. I w takiej relacji nie ma szczerości, uczciwości i miłości. Możemy nasz wzrok i nasze zaufanie kierować do świata: dragów, relacji dwuznacznych, kłamstw, nieuczciwości, szybkiej i nielegalnej kasy, relatywizmu moralnego, seksualności. Ale w ten sposób budujemy świat złego. Wybierając jednak przymierze Jezusa, zawarte w Jego ofierze na Krzyżu, wybieramy trud rozwijający w nas dobro. A Jezus dziś mówił do nas: „A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie” (J 12,), dając nam w ten sposób zwycięstwo i życie. Prawdziwe życie bowiem zaczyna się w Jezusie.